Nie mam złudzeń i nie wierzę, aby polska szkoła w perspektywie najbliższych kilku lub kilkunastu lat zadbała o edukację finansową naszych dzieci. Nie w tym systemie, nie z ludźmi, którzy rządzą dzisiaj w Polsce.
Od początku prowadzenia tego bloga twierdzę, że prawdziwą siłą edukacji finansowej najmłodszych są ich rodzice. Wierzę w pozytywny wpływ rodziców na rozwój dzieci w tym obszarze. Oczywiście jest też druga strona medalu. Nieodpowiednie wzorce w rodzinie mogą wyrządzić też ogromne szkody w dorosłym życiu naszych dzieci i namieszać także w ich portfelach.
W Polsce aktualnie żyje ok. 2,8 miliona ludzi, którzy mają zaległości w spłacie zobowiązań powyżej 30 dni, w kwocie powyżej 200 zł. Wśród tej grupy są też rodzice. W pierwszej chwili wydawać by się mogło, że są to ci rodzice, którzy nie powinni brać się za edukację finansową swoich pociech. Ja uważam, że wręcz powinni. Że jest im łatwiej, bo są bardziej zmotywowani, bo nie chcą, aby w podobnej sytuacji znalazły się kiedyś ich dzieci.
Oczywiście będą też i tacy, których obecna sytuacja niczego nie nuczy. Będą powielać błędy i niewiele robić, by zmienić swój los.
Ale ci co zrozumieją, będą świetnymi nauczycielami, choć wiadomo, że sama postawa nie wystarczy.
Z kredytami jest tak, że łatwo się je bierze, trudniej jest je spłacać. Raty ciągną się czasem latami, stanowiąc spore obciążenie dla domowego budżetu. Przy średniej krajowej (w wielu przypadkach oby tylko), dzieciach na utrzymaniu i braku jakichkolwiek oszczędności odłożonych na czarną godzinę, niemożliwe jest spłacenie, ot tak, całego zadłużenia jednorazowo. Błędu nie da się naprawić tak szybko. Jedyne, co warto zrobić szybko to postawić na edukację – i swoją, i swoich dzieci.
Patrząc na dzieci widzimy ich z czystą kartą. Zupełnie pustą, z saldem 0 zł. Każdy dzień to okazja dla nas do wsparcia ich w rozwoju, a także nauczenia ich jak obchodzić się z pieniędzmi. Bo pieniądze są ważne, choć nie powinny stanowić celu samego w sobie (o tym, jak wychować bogate dzieci pisałem 3 dni temu – zerknij tutaj).
I nauczeni swoim doświadczeniem, przechodząc to, czego nie chcemy, aby przechodziły nasze dzieci, stajemy się dla nich bardziej wiarygodni, bardziej prawdziwi, pod warunkiem, że przyznamy się do błędów i je zaakceptujemy, podejmując jednocześnie walkę o lepsze jutro.
I naprawdę nie ma znaczenia, w kontekście prowadzenia edukacji finansowej dla swoich dzieci, czy ktoś ma długi lub mało zarabia. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie finansów, by próbować zainteresować dziecko tematem pieniędzy. Uważam, że 90% nauki w tym obszarze to psychologia. To umiejętność podejmowania decyzji, wyciągania wniosków, bycia konsekwentnym. A brakujące 10% to rzeczywiście twarda wiedza, łatwo dostępna i mało skomplikowana. Trzeba naprawdę minimum wysiłku, by ją zdobyć.
Jedno jest pewne. Jeżeli żałuje się swoich decyzji finansowych z przeszłości, trzeba oddzielić je grubą krechą od momentu, w którym przejdzie się na jasną stronę mocy. To nie jest łatwe, bo to wymaga być może zmiany naszych nawyków, ale podejmując się edukacji finansowej dzieci jest to konieczne. Innymi słowy – to co było kiedyś możemy naprawiać, będąc jednocześnie świetnym przykładem dla dziecka.
Najgorsze co możemy zrobić, to pozostawić długi naszym dzieciom w spadku. Wtedy ich czysta karta z saldem zerowym staje się już na początku kartą z debetem. Termin spłaty kredytów nie wyznacza nam harmonogram. Nie wiadomo, co może nam się wydarzyć dziś lub jutro, więc warto zakasać rękawy i spłacić te cholerne kredyty jak najszybciej. W międzyczasie dbając o edukację finansową swoich dzieci, bo nikt inny tego za nas nie zrobi.
—
Chcesz otrzymać prezenty? Zapisz się na mój newsletter i odbierz e-book o tym, jak zaangażować swojego nastolatka w meandry domowego budżetu oraz zeszyt finansowy dla młodzieży na nowy rok szkolny.